piątek, 14 października 2011

14.10 czyli 67 dni do odwiedzin domu.

W sumie od paru dni staram sie zebrac i napisac w koncu cos na blogu, kiepsko mi to idzie, poniewaz moj biorytm dnia ostatnimi czasy na poziomie zarowno emocjonalnym, fizycznym jak i intelektualnym wynosi ok. 0.3, co oznacza, ze dobrym pomyslem na te dni, byloby zaszycie sie pod koldra z zelkami, cappucino i dobrym filmem, albo ksiazka.

Po monotonnym i dosc rutynowym tygodniu (wstawanie,sniadanie N,wyjscie N do szkoly,wstawanie L, karmienie L, wyjscie z L do Kity, sprzatanie,godzina na kompie, mittagessen,zadanie N,zabawa z L, abendessen,prysznic,film,lozko) nadszedl upragniony weekend. NIE ZAPOWIADAJACY SIE ZADNYMI IMPREZAMI,ZADNYMI SPOTKANIAMI,ZADNYMI WYJSCIAMI, ANI NAWET ZADNYM ZWIEDZANIEM. tak, takie ciekawe zycie mam jako au pair^^
czytam u Was jak to wykorzystujecie weekendowa wolnosc na wybryki i imprezy i mysle, gdzie ja popelnilam blad.

W poniedzialek o godz 18 odbedzie sie pierwsze spotkanie mojego kursu jezykowego. Obiecuje wam, ze jezeli nie poznam tam NIKOGO sensownego popadne w depresje i zaczne byc emo i ogladac makabryczne filmy. nie, zartowalam, zwymiotowalabym.


Takze, hejze hop, byle przetrzymac weekend i dac rade w poniedzialek, oby on odmienil moje au pairowskie zycie:)

a teraz krotka fotorelacja aka adzik dobry fotograf:
przepraszam za jakosc, ale zdjecia robilam zelaskiem.

poniedziałek, 10 października 2011

krotko i zdjeciowo

Hejoszka.
Chcialam juz wczoraj uraczyc Was paroma fotencjami, ktore dalam rade zrobic w Konstanz, ale skonczylo sie na tym, ze nie bardzo dzialal mi blogger, totez zmeczona odpuscilam
.
3 x K uwazam za niesamowicie udane.
Kasia - osoba, z ktora dogadalam sie od pierwszego momentu, wreszcie znalazlam kogos, kto czuje sie tak jak ja, rozumie, co do niego mowie i przede wszystkim chce sluchac. wreszcie poznalam kogos, kto nie mysli tylko o siedzeniu w domu i sztrykowaniu, ale chce wyjscc do ludzi, zabawic sie i miec fun.
Konstanz- mimo wielkosci jaka posiada, nie znalazlysmy tam w centrum zadnej dyskoteki, ale mimo to swietnie sie bawilysmy. Pub, w ktorym podawano najlepsze driny i pizze na dlugo zapadnie mi w pamieci, bo bylo naprawde fajnie.
Kombinacje- czyli jak gdzie co i kiedy. Ilosc pytan,ktore zadalysm sobie przez pol popoludnia byla wprost proporcjonalna do ilosci czasu spedzonego razem. A to nadalo niesamowitej spontanicznosci naszej wyprawie, co mi sie strasznie podobalo.

powrot do domu 22 godziny po wyjsciu, poszukiwanie imprezy w Konstanz, wypijanie miliona drinkow w pubie i piesze wedrowki przez granice zawsze spoko. i wlosi i polczesi tez spoko i volkswageny i rundki po konstanz i kreuzlingen autem i nawet oczekiwania w aucie pod dworcem na moj pociag.
lajk kurwa yt.


lista najlepszych drinow swiata, polecam!
jedne z drinow, ktore wypilysmy, a szczerze powiedziawszy wyprobowalysmy wiekszosc.
czyli jestem w dwoch miejscach naraz. Kasia bawi sie w stanie na granicy.
 a tak, zeby nie bylo, ze nie ma zadnych zdjec adzika, to macie tu adzika pro hipstera z ulubionym kubkiem.


piątek, 7 października 2011

back to black

teraz nadrobie zaleglosci w pisaniu, bo jest lapek.

Zaczynajac od zera dochodze do 30 centrymetrow ponad chodnikami, a potem spadam, powoli spadam, az upadne na samo dno, z ktorego juz nie potrafie sie odbic. Moja historia zaczyna sie dosc ostentacyjnie, ale tak naprawde, to czuje sie jak wspolczesna wersja Dlugowlosej Roszpunki, ktora siedziala zamknieta w wiezy.
Roznica jest taka, ze ona wychodzic nie mogla, a ja nie mam z kim i gdzie.

Zaczyna mnie draznic roztargnienie N i to, ze mnie nie zawsze slucha i robi wlasciwie co chce. Nie podoba mi sie to, ze nie musi ponosic konsekwencji swoich czynow i jest jedyna osoba, ktora nie musi sie wiecznie sztucznie usmiechac. On nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wielkiego farta ma.

Nie wiem czy to tylko wrazenie, czy moja widzimisie, czy moze ja jestem tak kurewskobeznadziejna, ale mam wrazenie, ze wszystkie inne au-pairki sa wiecznie szczesliwe i usmiechniete i nie maja zadnych problemow z brakiem znajomych,przyjaciol,z wyjsciem na piwo,na impreze.
Czuje sie jakbym byla jakas uposledzona towarzysko, a przeciez w Kato bylam dusza towarzystwa, zawsze mialam z kim wyskoczyc na miasto i z kim posiedziec przy kawie. Tu jest odwrotnie. Niedlugo zaczne gadac do obrazkow Monroe i Marleya na scianie, zeby sie lepiej poczuc.
Naprawde zaczne!

Cale moje nadzieje pokladam w kursie,ktory ma mnie uratowac od smierci z zalu i samotnosci.
Chyba zaczne sie modlic,bo moze to bog sie na mnie obrazil i robi mi na zlosc?

laczmy pozyteczne z przyjemnym;)
 tak wyglada kraina krasnoludkow, czyli przedszkole sala sypialniana
 tak wygladaja smerfy. serio. mowie Wam!
 czyli adzikowe, doktorhalsakaE, kartofel Gina i maly L
 ten tego, odplyw, a wieloryb zostal.
maly sexi boy.

środa, 5 października 2011

to ta wojna, ktora musimy wygrac.

czyli, ze na wstepie wypada przeprosic za 2 miesieczna nieobecnosc?
achu*tam. wrocilam, wiec sie radujcie.

Przez te dwa miesiace, usmiechalam sie czesciej niz przez dwa ostatnie lata,
plakalam czesciej niz przez ostatnie 3 lata i wytrzymywalam wiecej, niz przez cale moje zycie.


ale.. zacznijmy wszystko od poczatku:
byla sobie Agata, nazywana Adzikiem, ktora miala marzenie zwiedzic swiat, poznac nowych ludzi, nauczyc sie jezyka, odpowiedzialnosci, poznac kulture innego kraju i przede wszystkim przezyc przygode swojego zycia.
postanowila zostac au pair, wybrala rodzine, ktora okazala sie niesamowita, do dzis nie ma z nimi zadnych problemow, a wrecz czuje sie tu jak w rodzinie. ale.. Agata nie pomyslala o tym, ze Aldingen, male miasteczko na obrzezach Badenii, troche ja uwiezi, poniewaz w poblizu raczej niewiele jest innych au pair, a samej ciezko sie zaklimatyzowac. takim oto cudem pierwsze poltora miesiaca okazalo sie meczarnia, mimo, ze z rodzina jest naprawde dobrze, zarciki, smiechy chichy, to weekendy zamiast okazac sie odskocznia od codziennosci spedzalam na lezeniu w lozku i patrzeniu w sufit, albo samotnym podrozowaniu po najblizszych miastach. nie bylo to spelnienie moich marzen o podrozach, spotkaniach i przygodach.niestety.
popadajac w coraz wieksza melancholie i depresje zostalam wyslana (przy szczesliwym zbiegu okolicznosci) na tygodniowe ladowanie baterii w Polsce. i musze przyznac, ze to sie udalo. wrocilam dwa dni temu pelna sil, energii i wiary w to, ze bedzie lepiej. 
17.10 zaczynam kurs jezyka niemieckiego b2 w Spaichingen. Wierze teraz w to, ze spotkam tam bratnia dusze, i wszystko jedno, czy bedzie rosjanka,ukrainka,polka,czy czeszka. Wierze w to, ze mi sie uda wyjsc z tego uposledzenia towarzyskiego i ze ten rok spelni moje oczekiwania.

Kazdy dzien stawia przede mna nowe wyzwania, kazdy dzien, mimo tego, ze podobny do poprzedniego, jest tak naprawde inny. Juz nie dziwi mnie segregowanie smieci, zakaz halasowania w niedziele, czy brak otwartych sklepow w swieta i niedziele w poblizu, gdy ktos kichnie automatycznie odpowiadam 'gezundhajt', a odebranie telefonu nie przeraza mnie juz tak, jak na poczatku, bo przeciez trzeba szponcic dalej.

'Nie zatrzyma nas nikt, idziemy prosto na szczyt
mamy to,czego tak potrzebujesz Ty,
czujesz sie Irie Irie Irie'

 

czwartek, 11 sierpnia 2011

choć nieraz los kazał nam w przepaść skakać, my nauczyliśmy się latać

Mówi sie,ze tesknota wzmaga milosc,ale nikt nie pomyslal,co sie dzieje,gdy ktos juz kocha za mocno.. niewiele razy szczerze tesknilam,niewiele razy za kims plakalam,ale ten wyjazd,ta przygoda,uczy.nie tylko odpowiedzialnosci wi samodzielnosci,ale także umiejętności kochania na odleglosc.
Tak naprawde,nie ma dnia,kiedy nie myslalabym o rodzinie,przyjaciolach czy znajomych. Brakuje ich tu,gdy nie ma sie co z soba zrobic popolupopoludniu,czy wieczorem. Nie ma osoby,do ktorej moznaby sie przytulic,wyplakac,wygadac,opowiedziec śmieszna historię,jak to zaproponowałas Hosttacie,zeby bagietke zostawil sobote na noc,po czym stwierdzilas na glos,ze bardziej przyda sie ona hostmamie.
W dodatku pogoda sprzyja.melancholii i nicnierobieniu,a przeciez nie po to tu przyjechalam. Zasnelam wczoraj na ziemi rozwiazujac sudoku i gdy obudzilam sie po 2.5godzinach nie wiedziałam kim jestem,gdzie jestem ani co tu robie.. szkoda,ze pobudka byla o 21.30 i nie bardzo mialam co z soba zrobic.
'Kiedy Was nie ma to jakby nagle zabraklo w moim zyciu muzyki..
[..]moi przyjaciele badzcie zawsze ze mna'
Na pocieszenie pare nowych fotek aka adzik najlepszy fotograf htc.







poniedziałek, 8 sierpnia 2011

bez laptopa, ale nie po to ma się polskich przyjaciół...


Kolejne dni mijaja jakby chcialy,a wieczorem nie mogly. Weekend był dosc przytlaczajacy, bo nie bardzo mialam co z soba zrobic. Olga poszukuje nowej rodziny,a ja poki co nie mam mięsiecznego biletu,poniewaz 13 jedziemy do Francji <omatkoboska12godzinwauciezluca>.  Rodzina dalej bez zarzutu,choc dzis mlody ma bardzo zly.humor i ciezko nam go udobruchac, biorac pod uwagę wszelkie plusy i minusy i tak jestem na ogromnym plusie.
Wczoraj wiec w przypływie goryczy i zlosci wybralam sie na samotny spacer noca po Aldingen. Przechodzac przez cmentarz i sluchajac Slonia mialam dosc czarne wizje. Ale skonczylam siedzac 2 godziny na skejtparku o tej godzinie calkiem opuszczonym.
Wtedy spotkala mnie jedna z najlepszych chwil tutaj-zadzwonil Aleks i zmarnowal na mnie całą karte. Wreszcie mialam sie donu wygadac i moglam usłyszeć polski. Bylo.mi to bardzo potrzebne.
Dziś opycham sie do rzygańska czekolada i kawa.
Sciskam mocniutko wasze rasie i dodaje pare slitfoci.






wrzuciwszy - szwajdzieńsko. 

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

mam wrazenie,ze z minuty na minute umiem coraz wiecej.60 km ode mnie w Konstanz jest Kasia.bardzo fajnie;)
dzisiejszy dzien minal na grach planszowych,tenisie,ping pongu,wspinaczkach po drzewach i w domku na drzewie.
na dzis do zapamietania:
1.nie jemy chleba tylko francuskie bagietki.
2.pogoda we Francji jest zawsze besser.
3.do obiadu wypija sie całe wino,do kolacji polowe (na osobe!)
4.Niklas ma laskotki wszedzie,nie nalezy go dotykac gdy Luca spi.
5.bilet dla uczniow jest 20euro tanszy.
6. du bist total dumm jest dobra odpowiedzia na wszystko.
7.telefon czasem sie rozladowuje a jackson umarl.
8.lazienka jest na lewo toaleta na prawo.
9.hostdaddy pyta tylko o pogode i dobre spanie.nie nauczyl sie zbyt wiele od 10 lat.
10.czuj sie jak w domu. xd ale segreguj smieci i zbieraj plastikowe butelki bo są na kaucje.

chcialam dorzucic Wam jakies foto ale nie umiem jeszcze na fonie.

niedziela, 31 lipca 2011

po 17 godzinach meczacej jazdy...dotarlam.
obcuje w krainie ociekajacej Wii i wszedobylskim WLANem.
rodzina poki co przemila. z N od razu znalezlismy wspolny jezyk.maly L jest troche meczacy ale da sie zniesc. ogolnie jestem zadowolona i narzekac nie moge.jutro postaram sie Wam wrzucic jakies foty jak opanuje pisanie nitek na fonie;)

sciskam.

sobota, 30 lipca 2011

4 godziny i hop siup.

walizka wypelniona, wszystko spakowane, naszykowane.
glowa przepelniona myslami.
czas ogarnac sie fizycznie, bo zlapalo mnie przeziebienie i ruszyc na podboj dworca PKS.
tak.
to juz dzis. juz dzis wyruszam do mojego Aldingen.
jutro bede na miejscu. a w poniedzialek wyjazd do Francji.

dawno nie odczuwalam tylu sprzecznych emocji.
strach, radosc, smutek, zal, niecierpliwosc, szczescie.

tak wlasnie spelniaja sie moje marzenia.



zegnajcie Katowice.
witaj Aldingen.

odezwe sie w miare mozliwosci szybko; *

czwartek, 28 lipca 2011

tak naprawde to mam...44 godziny.

pakowanie dobiega konca, prezenty praktycznie kupione (poza tym dla HV).
jutro ostateczne zakupy, zbieranki, lapanki.
dzis w poznych porach wracaja rodzine z blizniakami, niestety, nie bedzie mi dane sie Nimi dlugo nacieszyc,
poniewaz juz w sobote o magicznej godzinie 16.30 z peronu 9 i 8/4 wyruszam na podboj krainy czarow, spongeboba i hello kitty.

nie jest mi smutno, nie jest mi nawet przykro, ze wyjezdzam. teraz odczuwam juz tylko lek i obawe, ze przez swoje roztargnienie czegos zapomnialam, czegos nie wezme, nie spakuje, o czyms nie pomysle.

jestem z siebie dumna, ze ogarnelam euro26 (ktorego wyrobienie trwalo 4 minuty) i ze wykupilam tabletki. i ze prawie koncze sie pakowac. i ze mam liste rzeczy do bagazu podrecznego. ale nie jestem dumna, ze sobie nie radze sama ze swoimi emocjami. zia!

ogolnie rzecz biorac.
dalej dalej rece adzika.




Natalhie;* pozbieram Cie zaraz do kupy i zlepie po kawaleczku jak dziecko sklada klocki lego. nie ma tu zadnych lamanych serduszek! a sio. jakie to my jestesmy?
mlode przebojowe i zawojujemy swiat:* <3 a co!

piątek, 22 lipca 2011

6 dni i w droge czas.

teraz gdy nie ma rodzicow dni plyna jeszcze szybciej i dosc monotonnie.
komis, znajomi, dom, niewyspanie, komis, dom, obiad..

kiedy zatrzymuje sie na chwile, odczuwam, ze powoli siada mi odpornosc psychiczna,
wystarczy, ze ktos rozklei sie przy mnie, zobacze wzruszajaca scene, albo przywolam jakies wspomnienia i lezki same ciekna po policzkach. no co ja moge na to poradzic? przeciez sie staram!

mam przeczucie, ze najgorsze dopiero nadejdzie, wiec staram sie byc silna i odnajdywac pozytywne strony.
szkoda, ze nie ma recepty na pozegnania z przyjaciolmi..

czas zaczac myslec o swoich zyciowych marzeniach. i spelniac je bez wzgledu na wszystko.
okropne pozegnanie jest jak palcem po wodzie napisane zakonczenie..
jak kolorowa niewyslana laurka.. mimo pozorow nieodwzajemniony uscisk wciaz trwa..
gdy nie bilet ostatnia klasa smuci a fakt, ze wnetrze pragnie zostac a cialo musi jechac..  

spakowana juz prawie do konca, dzis podokladam jeszcze resztki ubran przetaczajacych sie po domu.
dalej nie mam prezentu dla HD i N. nie mam pojecia co kupic;x
euro 26 zajme sie 29ego jak rodzice wroca.
a poki co sajonara ; *
ide sie opalac <3

<3 <3 <3 <3
<3<3
<3

niedziela, 17 lipca 2011

11 i ch....olera mnie bierze.

Przed kazdym wyjazdem mam taki lekki,ale doglebnie przenikajacy mnie dreszcz,
ktory drazni moje wszystkie mysli i paralizuje cialo.
Mysl, ze moge juz nie wrocic.
A tak naprawde nawet wychodzac z klatki schodowej, przechodzac na pasach,
robiac zakupy, wracajac do domu... mozna nie wrocic..

Staram sie sama siebie przeanalizowac i zastanawiam sie, czego ja sie tak naprawde boje.
Przeciez nie tego, ze sobie nie poradze, bo wiem, ze podolam..
Nie tego, ze mnie nie zaakceptuja, bo odczuwalbysmy dyskomfort rozmowy juz teraz.
Wcale tez nie mysle o jezyku, bo przeciez nie raz dawalam sobie z tym rade.

Mam wrazenie, ze ja tak naprawde boje sie utracic kontakty.
Boje sie, ze osoby, ktore tu zostawiam o mnie zapomna. Nie chce odchodzic w niepamiec.
Nie mam wcale na mysli tesknoty, bo ona pozwala docenic ile tak naprawde ludzie dla nas znacza.


Sciskam mocniutko Natalie, ktora codziennie laduje mnie pozytywna energia i dzieli sie swoimi mega radosnymi wibracjami. Dziekuje jej za to, bo razem damy rade! Kto jak nie my?

K*, O*, A*, P*, N*.
bedzie mi Was brakowac obok. tak strasznie strasznie strasznie.

czwartek, 14 lipca 2011

praktycznie biorac 2 tygodnie.


podobijam Was dubstepem dzi, dzi, dziwki.
<3

jak przystalo na adzika, dwa tygodnie do wyjazdu, a moje przygotowania nie posunely sie nawet o pol kroku, a wrecz powiedzialabym, ze zrobily dwa wstecz.
liste co wziac tworze i skreslam, dopisuje, poprawiam, streich'am, kresle, rysuje, schreib'am..
masakra.

chcialabym, zeby czas mijal raz szybciej raz wolniej.
kawa, dubstepik i towarzystwo jest najlepsza metoda.

adziku, zbierz sie w sobie
dzieciaki czekaja, a Ty niespakowana nawet.

poniedziałek, 11 lipca 2011

pomoszczenicowo czyli 18 dni i jade.

czas mija jak biczem strzelil,
ostatnie 5 dni w Moszczenicy to juz w ogole byly wyrwane z zycia.
dni sie plataly, zmierzch przeplatal sie ze switem,
chodzilismy spac co laska i siedzielismy tam przez nieporozumienie.

czas powrocic do normalnosci i zajac sie powoli wyjazdem i pakowaniem..
nie chce pakowac sie na ostatni moment, bo wiem, ze wtedy bedzie to nierozsadne i nieprzemyslane.
dalej nie zaopatrzylam sie w prezent dla starszego i dla vattihosta.
dla mutti mam bizuterie zrobiona przez moja mamcie: ) wspanialy handmade <3
natomiast dla mlodszego mam ogromna maskotke malego gloda :)

pomiedzy sprawami do zalatwienia widnieje jeszcze euro25 i ekuz, oraz swiadectwo zdrowia i wymiana paru groszy na euro.. sama nie wiem jak ja sie z tym wszystkim ogarne przy moim rozkojarzeniu.
przydaloby sie jeszcze zrobic jakies zakupy itp..

ciesze sie ogromnie, ze Kinga znalazla rodzine w Szwajcarii<3 bedziemy miec blisko do sie!
i dziwi mnie fakt, ze nie obchodzi mnie to, ze wszyscy znajomi ida na studia.
a niech ida! mi bedzie lepiej:)

piątek, 1 lipca 2011

1 lipca -> dni 28.

odebrane wyniki matur.
polski 61 mat 62 ang 90 niem 92 i rozsz 64
ustne pol 100 ang 90 niem 95 i rozsz 90.
te magiczne liczby w skrocie oznaczaja, ze jestem dojrzala.


we wtorek zapowiada sie wyjazd proprzyjacielski do Moszczenicy.
jaram sie tym okropnie,gdyby nie fakt,ze prawdopodobnie nie dostane kasy.
wczoraj ostra wojna z ojcem,czasem mam wrazenie,ze moznaby tego uniknac,gdyby choc probowal.
policzek parzy, oczy pieka, glowa boli. 
za soba mam nieprzespana noc,spedzona na wylewaniu lez w poduszke.
brawo Adziku, brawo!
a przeciez byl taki dobry dzien i tak pozytywny nastroj.
szybko sie zepsul.

28 dni do wyjazdu, a ja nie mam swiadomosci tego.
czas mi ucieka i nie umiem go dogonic. to wszystko jest takie trudne.


ostatnimi czasy chcialam Wam sie pochwalic moja nowa torba, jaka sobie kupilam przed wyjazdem..
kupilam ja razem z butkami, ale buty po wczorajszej ulewie nadaja sie do wykrecania.


piątek, 24 czerwca 2011

miesiac i troche.

Bo by zacząć podróż życia, zawsze trzeba się dobrze od czegoś odepchnąć.




dzis pierwsze prawdziwe pozegnanie.
wydawalo mi sie, ze bedzie mi latwiej, ale przeciez zostawiam tu osobe,
z ktora znam sie od 17 lat, od berbecia, wozkowego malucha.
klatka w klatke. a teraz nie zobaczymy sie przez rok.
oczywiscie, ze jest ciezko, ale jak to powiedziala Paczuszka: trzeba spiac poslady i byc zajebiscie odwaznym.


motyw przewodni tego tygodnia to rozhisteryzowany dzejbi placzacy ci w ramie.
fajna sprawa,sprobujcie kiedys.

30wyniki matur.jeszcze tylko 5 dni i poznam te magiczne cyferki.
a czas leci. tik-tak. tik-tak.

<3 Vlada Adzik Ola. <3


środa, 22 czerwca 2011

kato alternatywna stolica kultury.

tak zareagowalismy na wyniki.
a przeciez tak naprawde w sercach wygralismy:)
zawsze po burzy wychodzi slonce!


nadchodzi era alternatywnej stolicy kultury, przeciez nie poddamy sie.

z Mima i Vlada, ktore stwierdzily, ze Kato sa najpiekniejsze!

Cieszy mnie, ze Natalhie jednak sie nie poddala i postanowila zostac.
Ogromnie mnie to cieszy. No i Kinga szuka rodziny w Szwajcarii. <3
U mnie nastaje era domownictwa. Musze ogarnac mysli i siebie.
Drazni mnie A i drazni mnie K. nie moge sie chwilowo widywac,bo powiem cos glupiego, a tego bym nie chciala.

DZIS OGLASZAM DNIEM ODPOCZYNKU.
OT,CO.


poniedziałek, 20 czerwca 2011

ilestamdnidowyjazduowielezamalo.

party weekend level completed.
teraz czas na odpoczynek, rozmyslonka, kawe i glee w lozku.

przeraza mnie fakt, ze dni uciekaja tak szybko, ze niektore twarze widze po raz ostatni na najblizszy rok,
ze przeciez nie zdaze sie z wszystkimi pozegnac, przytulic, powiedziec 'do zobaczenia'.
teraz kazdy dzien wydaje sie byc czyms wyjatkowym, kazde spotkanie, wypad, impreza wydaja sie niezapomniane.
a przeciez ja nie umre, nie zagine, nie strace calkowicie kontaktu ze swiatem! nie czeka mnie wyjazd na drugi koniec swiata, ani tez co gorsza nie walcze z ciezka choroba. bede tylko 1051 km od Katowic. tylko, albo moze i az..

trzeba tylko wdrapac sie na szczyt. wytrwac do konca lipca.
potem bedzie juz z gorki. potem wszystko sama ogarne.
bo przeciez slabych dopinguje strach, a silnych nadzieja <3

piątek, 17 czerwca 2011

41.

Wstałem, to jeden z tych dni, jeden z momentów
Gdy wszystko irytuje, nie pytaj mnie jak się czuję
Ciężkie oczy, bo świat mi zamyka siłą wizję
Chce żebym ślepy przestać myśleć.

 [...]
W powietrzu czuć cynamon i emocje
Piję herbatę, siedzę na oknie i czytam książkę.

[...]
Mogę siedzieć trzeźwy albo wcięty jak akapit
Czytając rzeźbić tamten świat z liter
Żeby móc się zagapić, odnaleźć treści jawne i ukryte
Gdy muszę się postarać, wymiana, intymnie
Ja tobie i ty mnie, gdy podniosła się kotara


cotygodniowe 18stki czas zaczac.
dzis impreza Kasixa. 
szykowanie w toku, mieszkanie i obiad ogarniete, 
blizniaki lypia na bajki, ciuchy niby wybrane, a ja...
ja jakos totalnie nie mam humoru. 
czuje sie, jakby cos mi uciekalo, jakbym czegos nie zauwazyla,
czegos, czego juz nigdy wiecej nie spotkam i miec nie bede.
to absurdalne, ze utrata czegos, czego tak do konca nie mialam
sprawia, ze czuje sie tak beznadziejnie..


wycofac sie zawsze mozna, lecz jednak warto isc dalej, bo final moze byc zdumiewajacy.
moj bedzie, bo biegne po swoje marzenia.
i gotta to be a free girl.

środa, 15 czerwca 2011

43 dni.



pare ostatnich dni minelo z wielkiem pedem, 
pozostawiajac po sobie tylko pare zdjec (jeszcze nie zgranych), ogromne zmeczenie, 
i kolejne umiejetnosci jezyka niemieckiego. 
wegierki.
Mima i Vlada. 
dwie cudowne dziewczyny z wymiany szkolnej postanowily przyjechac do Adzika na pare dni i spedzic swoje wakacje w zapyzialych Katowicach. 


4 dni mowienia tylko po niemiecku i praktycznie zadnego kontaktu z polskim uswiadomily mi, jak bardzo bedzie mi brakowac polskiego przez rok w Aldingen.
ale przeciez czy nie o tym marze?

z jednej strony martwi mnie odpowiedzialnosc za N i L 
ale przeciez z drugiej strony ja kocham dzieci i doswiadczenie z nimi mam ogromne, 
nie pozwole by stala im sie krzywda.

najgorsza wojne toczymy o siebie, przeciwko temu za kogo sie mamy.


czterdziesci trzy dni. wiem, ze bede tesknic. 
ale tesknota wzmaga milosc: )

sobota, 11 czerwca 2011

48.

 moje male lobuzki; )


Rodzeństwo.
Choćbyśmy nie wiem, jak bardzo sobie dokuczali,
Gdy przyjdzie niebezpieczeństwo jedno drugiego nie pozwoli skrzywdzić...
Dokuczać możemy sobie wzajemnie, ale inni nie mogą,
Bo nie kochają nas tak jak my siebie nawzajem...
I w tym tkwi nasza siła.

Dzieci uczą nas myślenia "po prostej", bez zbędnych zakrętów i bocznych dróg.
Kto ma rodzeństwo ten przeszedł niezłą szkołę przetrwania i potrafi docenić chwile ciszy oraz samotności..  
Ale nie wymienilabym ich na nikogo innego: )


zapowiada sie najlepszy weekend ever.
dzis 18stka Krystiana -ARKADY.
jutro Krakow z Ola i odebranie Vlady i Mimki.
jaaaaaaram sie.


piątek, 10 czerwca 2011

49.przekroczona magiczna liczba.

odczuwam wewnetrzna radosc.
wlasciwie nie wiem czemu,ale tak jest.
radosc ze zwyklej chwili to takie proste, a czasami takie nieosiagalne..

wczoraj upieklam z bracmi muffinki. zachcialo mi sie muffinkowania o 21.
ale frajdy mielismy coniemiara. 
a taki byl efekt:

bylo ich wprawdzie troche wiecej, ale szybko zniknely przy maluchach; )

na nowo odkrywam, ze watpliwosci sa po to, by ponownie czerpac radosc z odkrywania prawdy.
rozmowa z Kathrin po dlugim milczeniu dala mi wiecej radosci.
teraz Niklas ma ferie, a Eric jest na misji w Metz. 
Kathrin ma mniej czasu, logiczne. 

a wiec zostalo 49 dni.
toz to tak niewiele dla mnie, a niektore z dziewczyn maja wyjazd za pare godzin.
niesamowite jest to, jak szybko leci czas przed wyjazdem.
hop siup i bedzie 9 dni.

jako, ze moje lobuzy wrocily ze sklepu z ziemniaczkami, 
czas wziac sie za obiadek.


 

środa, 8 czerwca 2011

51..

.. i powoli przekraczamy magiczna granice..



dziwnie sie czuje, bo Kathrin dosc dawno nie pisala, mimo moich wiadomosci brak odzewu.
moze po prostu jest zajeta, a moze traktuje mnie juz troche na odczepnego?

jestem praktycznie na swiezo po rozmowie z ich poprzednia Aupair.
M byla bardzo zadowolona, udzielila mi tez kilku cennych wskazowek dotyczacych Niklasa: ) 
strasznie jest to pomocne,kiedy rozmawia sie z dziewczyna, ktora operowala w Twojej przyszlej rodzinie, daje to takie troche poczucie pewnosci.


Dzis mimo tragicznej pogody i smetnego deszczu mam niesamowicie dobry humor: )
Wstalam wczesnie rano, zabralam sie za sprzatanie i gotowanie obiadu, dogladajac dokonac moich mlodszych braci. Potem wspolnie zrobilismy mus cytrynowy (mam nadzieje, ze nam wyjdzie, bo troche za malo zelatyny mielismy;p ).
Wieczor zapowiada sie jeszcze lepiej:) Kino.Kac Vegas 2. Kuzyn.  czyli 3k i dobra wiksa ; )

 generalnie to glee.
it's a mans world.


wtorek, 7 czerwca 2011

52.

53 dzien wolalabym wymazac z pamieci. uznajmy, ze go nie bylo.
dzis humor o niebo lepszy, zaczynam rozmyslac nad tym, co na powitanie powiem Kathrin,
o tym, jak bedzie wygladalo pozegnanie na PiotraSkargi, o podrozy, wyobrazam sobie,
kto bedzie siedzial obok mnie. to wszystko sprawia mi nielada frajde.

12ego bede w Krakowie, zeby odebrac moje kochane wegierki. na szczescie nie pojade sama! Ola juz zglosila sie, jako najlepszy towarzysz podrozy: ) <3 juz widze te nasze krakowanie!
jeszcze nie bardzo wymyslilam jak Mima i Vlada beda bladzic po Krk z bagazami, ale cos ogarne^^



ktos mi powiedzial, ze dobrze, ze wyjezdzam. ze mam farta. a dlatego, ze zobacze, kto tak naprawde jest moim prawdziwym przyjacielem, a kto odczuwa korzysci z kumplowania sie ze mna. racja, tam, bede praktycznie bez kontaktu ze znajomymi; skoncza sie cotygodniowe wypady, spotkanka, dzienne rozmowy. Czas pokaze, kto jest bliski na tyle, zeby wytrzymac probe odleglosci i pozostac nadal blisko.
ale z drugiej strony mi takze bedzie brakowala tych momentow, kiedy zaplakana wparowuje do Niki, kiedy Ola wpada na wieczorne piwko, kiedy w weekend szaleje z kozaczkami, a nawet tych niesamowitych spontanow Przodeczki czy marudzenia i nieogaru Szfajc.

i choc nadal sie boje,
to czas zamknac oczy i zaczac spelniac swoje marzenia.
bo najpiekniejsze marzenia rodza sie w mroku

niedziela, 5 czerwca 2011

54. czas plynie nieublaganie.

z dobrych wiadomosci ostatnimi czasy:
~12ego czerwca odwiedza mnie Vlada i Mima na 'ein Paar Tage'
~popoludnie ze Szwajda i wieczor z Aleksem zawsze spoko, jakikolwiek by moj humor zly nie byl

aniolki charliego.

Podchodzę dwa kroki do przodu, za chwile musze zrobić jeden do tyłu.
Nie można mieć wszystkiego,nie można mieć niczego.
Nie mając nic, masz nadal za wiele.
 Zbyt trudne?

boje sie tak okropnie. kazdy dzien blizej powoduje nowe stany lekowe. jak to powstrzymac? czy kazda z nas musi przezyc taka panike przed wyjazdem, zeby potem spelnic swoje marzenia?
Przez strach tracimy najlepsze chwile w swoim życiu.

piecdziesiat cztery dni. to jakby piecdziesiat cztery spotkania.
najgorzej jest wieczorami, kiedy siadam na lozku i czuje, ze tutaj tak naprawde nie mam nic. a przeciez za czyms bede tesknic.za KIMS.


powiedzcie, jak wycisnac z kazdego dnia tyle, by starczylo na kolejny rok?

piątek, 3 czerwca 2011

56 dni do wyjazdu.

Nathalie wyjechala nad morze, teraz mecze mysli sama.
Szykuj mi tam miejsce,bo pewnie niedlugo tam dotre. ; )
Nastroj stanowczo mozna uznac za lepszy, zaczynam myslec logicznie i cos zdaje mi sie, ze dzis zrobie liste rzeczy do wziecia. Wakacji nie czuje w ogole, troche przedluzone wagary teraz mam.

Nikt chyba nie spodziewal sie, ze z dnia na dzien podejme decyzje wyjazdu na rok, zostawienia tego wszystkiego i ucieczki w nieznane. Dam przeciez rade: ) kto jak nie ja.
tylko... ile przeklenstw i lez w tym czasie ze mnie wyjdzie; D

Czytajac forum au-pair czasem mam nielada stracha. Dziewczyny pisza o tragicznych rodzinach, wyzyskujacych je, dogryzajacych, mimo, ze z poczatku wydawaly sie cudne. Boje sie troche tego.
Pociesza mnie fakt, ze ja sobie w kasze nie dam dmuchac: ) nie po to mam ciety jezyk, zeby siedziec cicho.

Jaram sie strasznie faktem wakacji z moja rodzinka. Juz 2giego sierpnia jedziemy do Francji: ) Nielada okazja na zrobienie zdjec, zobaczenie nowych rzeczy i poznanie rodziny - mysle, ze bedzie dobrze.
no bedzie, bo przeciez musi!

pieciszesc. piecdziesiatszesc. tak wiele a tak nieduzo.

czwartek, 2 czerwca 2011

57 dni do Aldingen.


humor obliguje wokol melancholii, rozmyslan i pakowania.
babci nie ma, musze mieszkac z dziadkiem, dlatego wczoraj nie napisalam.

~czego jeszcze zapomnialam?o czym nie pomyslalam?~

poki co wszystkie badania ida w miare dobrze, moj organizm jest gotowy na wyjazd, ale dzis czuje sie wyjatkowo paskudnie. moze to ta pogoda i 4dniowe burze? nie jest to dobra opcja na pomaturalne wakacje.
kazdy dzien wydaje mi sie taki sam, ciagnie sie i ciagnie, nic specjalnego sie nie dzieje.
jak tu nie myslec o wyjezdzie?

57 dni. nawet do studniowki nie trwalo takie odliczanie,
wlasciwie teraz wyjazd jest jedynym czym zyje.


ksiazka: genevieve -eric jerome dickey
muzyka: don't cry -guns&roses

wtorek, 31 maja 2011

59 dni do wyjazdu.

ubezpieczenie,lekarze,pakowanie,zakupy,jedno goni drugie.
bilet juz kupiony, dziwnie wyglada bez powrotu.

121.7 km. tyle bedzie mnie dzielic od Natalhie.
juz to obliczylysmy, ze godzina drogi i w razie potrzeby po nocach wedrujemy razem:).
nie moze byc zle. zle nie bedzie.

ostatnimi dni mam jakis zly nastroj. nie mam ochoty na rozmowy,
tylko siedze i mysle. niefajne to.
usmiech na mojej twarzy pojawia sie tylko na widok zdjecia :

jeszcze tylko 59 dni. ale tylko, czy az?
kazdy dzien jest tak dlugi.

poniedziałek, 30 maja 2011

zostalo 60 dni.

Odliczanie czas zaczac.
Nowy blog, nowa droga, nowe zycie.
Czas wyprobowac przyjaznie, swoje umiejetnosci, zapanowac nad stresem i ogarnac mysli. Ciagle powtarzane w glowie : "dasz rade, dasz rade" zazwyczaj pomaga.
Zostalo 60 dni. Bilet juz kupilam.
Kathrin, Eric, Niklas,Lucas. Wszystkich Was zobacze za 60 dni.
sześć-dzie-siąt.
niby dwa miesiace brzmi odlegle, a jednak w przeliczeniu na dni dosc krytycznie.
Czy sie boje?
Oczywiscie. Glownie boje sie utraty kontaktu z przyjaciolmi.
I samotnosci. Boje sie bariery jezykowej. I poniekad niezrozumienia.
Ale rosnaca ekscytacja wyjazdem i dlugim pobytem poza domem zabija lek.
Dam przeciez rade, bo kto jak nie ja.

60 dni. zapisy na spotkania zbierze moja sekretarka.