czwartek, 28 lipca 2011

tak naprawde to mam...44 godziny.

pakowanie dobiega konca, prezenty praktycznie kupione (poza tym dla HV).
jutro ostateczne zakupy, zbieranki, lapanki.
dzis w poznych porach wracaja rodzine z blizniakami, niestety, nie bedzie mi dane sie Nimi dlugo nacieszyc,
poniewaz juz w sobote o magicznej godzinie 16.30 z peronu 9 i 8/4 wyruszam na podboj krainy czarow, spongeboba i hello kitty.

nie jest mi smutno, nie jest mi nawet przykro, ze wyjezdzam. teraz odczuwam juz tylko lek i obawe, ze przez swoje roztargnienie czegos zapomnialam, czegos nie wezme, nie spakuje, o czyms nie pomysle.

jestem z siebie dumna, ze ogarnelam euro26 (ktorego wyrobienie trwalo 4 minuty) i ze wykupilam tabletki. i ze prawie koncze sie pakowac. i ze mam liste rzeczy do bagazu podrecznego. ale nie jestem dumna, ze sobie nie radze sama ze swoimi emocjami. zia!

ogolnie rzecz biorac.
dalej dalej rece adzika.




Natalhie;* pozbieram Cie zaraz do kupy i zlepie po kawaleczku jak dziecko sklada klocki lego. nie ma tu zadnych lamanych serduszek! a sio. jakie to my jestesmy?
mlode przebojowe i zawojujemy swiat:* <3 a co!

1 komentarz:

  1. <3 złamane serce naprawione! Ten idiota nie jest wart mych łez! Gotowa na podbój Szwajcarii!:)

    OdpowiedzUsuń