piątek, 10 czerwca 2011

49.przekroczona magiczna liczba.

odczuwam wewnetrzna radosc.
wlasciwie nie wiem czemu,ale tak jest.
radosc ze zwyklej chwili to takie proste, a czasami takie nieosiagalne..

wczoraj upieklam z bracmi muffinki. zachcialo mi sie muffinkowania o 21.
ale frajdy mielismy coniemiara. 
a taki byl efekt:

bylo ich wprawdzie troche wiecej, ale szybko zniknely przy maluchach; )

na nowo odkrywam, ze watpliwosci sa po to, by ponownie czerpac radosc z odkrywania prawdy.
rozmowa z Kathrin po dlugim milczeniu dala mi wiecej radosci.
teraz Niklas ma ferie, a Eric jest na misji w Metz. 
Kathrin ma mniej czasu, logiczne. 

a wiec zostalo 49 dni.
toz to tak niewiele dla mnie, a niektore z dziewczyn maja wyjazd za pare godzin.
niesamowite jest to, jak szybko leci czas przed wyjazdem.
hop siup i bedzie 9 dni.

jako, ze moje lobuzy wrocily ze sklepu z ziemniaczkami, 
czas wziac sie za obiadek.


 

1 komentarz:

  1. Muffinki *-* jej! narobiłaś mi smaka! Czy to są muffiny czekoladowe z kawałkami czekolady i wiśniami?! Takie są moje ulubione i podobne do tych twoich! ;) Tylko moje bez tej bitej śmietany! Bomba kaloryczna ;) ale co tam!
    Muffinki robisz w blasze z dziurami na muffiny czy tylko wlewasz do tych papierowych papilotek? Bo wyszły Ci całkiem ładne a mi niestety takie porozwlewane, rozrośnięte. Gdyż nie miałam blachy :)

    OdpowiedzUsuń