niedziela, 31 lipca 2011

po 17 godzinach meczacej jazdy...dotarlam.
obcuje w krainie ociekajacej Wii i wszedobylskim WLANem.
rodzina poki co przemila. z N od razu znalezlismy wspolny jezyk.maly L jest troche meczacy ale da sie zniesc. ogolnie jestem zadowolona i narzekac nie moge.jutro postaram sie Wam wrzucic jakies foty jak opanuje pisanie nitek na fonie;)

sciskam.

sobota, 30 lipca 2011

4 godziny i hop siup.

walizka wypelniona, wszystko spakowane, naszykowane.
glowa przepelniona myslami.
czas ogarnac sie fizycznie, bo zlapalo mnie przeziebienie i ruszyc na podboj dworca PKS.
tak.
to juz dzis. juz dzis wyruszam do mojego Aldingen.
jutro bede na miejscu. a w poniedzialek wyjazd do Francji.

dawno nie odczuwalam tylu sprzecznych emocji.
strach, radosc, smutek, zal, niecierpliwosc, szczescie.

tak wlasnie spelniaja sie moje marzenia.



zegnajcie Katowice.
witaj Aldingen.

odezwe sie w miare mozliwosci szybko; *

czwartek, 28 lipca 2011

tak naprawde to mam...44 godziny.

pakowanie dobiega konca, prezenty praktycznie kupione (poza tym dla HV).
jutro ostateczne zakupy, zbieranki, lapanki.
dzis w poznych porach wracaja rodzine z blizniakami, niestety, nie bedzie mi dane sie Nimi dlugo nacieszyc,
poniewaz juz w sobote o magicznej godzinie 16.30 z peronu 9 i 8/4 wyruszam na podboj krainy czarow, spongeboba i hello kitty.

nie jest mi smutno, nie jest mi nawet przykro, ze wyjezdzam. teraz odczuwam juz tylko lek i obawe, ze przez swoje roztargnienie czegos zapomnialam, czegos nie wezme, nie spakuje, o czyms nie pomysle.

jestem z siebie dumna, ze ogarnelam euro26 (ktorego wyrobienie trwalo 4 minuty) i ze wykupilam tabletki. i ze prawie koncze sie pakowac. i ze mam liste rzeczy do bagazu podrecznego. ale nie jestem dumna, ze sobie nie radze sama ze swoimi emocjami. zia!

ogolnie rzecz biorac.
dalej dalej rece adzika.




Natalhie;* pozbieram Cie zaraz do kupy i zlepie po kawaleczku jak dziecko sklada klocki lego. nie ma tu zadnych lamanych serduszek! a sio. jakie to my jestesmy?
mlode przebojowe i zawojujemy swiat:* <3 a co!

piątek, 22 lipca 2011

6 dni i w droge czas.

teraz gdy nie ma rodzicow dni plyna jeszcze szybciej i dosc monotonnie.
komis, znajomi, dom, niewyspanie, komis, dom, obiad..

kiedy zatrzymuje sie na chwile, odczuwam, ze powoli siada mi odpornosc psychiczna,
wystarczy, ze ktos rozklei sie przy mnie, zobacze wzruszajaca scene, albo przywolam jakies wspomnienia i lezki same ciekna po policzkach. no co ja moge na to poradzic? przeciez sie staram!

mam przeczucie, ze najgorsze dopiero nadejdzie, wiec staram sie byc silna i odnajdywac pozytywne strony.
szkoda, ze nie ma recepty na pozegnania z przyjaciolmi..

czas zaczac myslec o swoich zyciowych marzeniach. i spelniac je bez wzgledu na wszystko.
okropne pozegnanie jest jak palcem po wodzie napisane zakonczenie..
jak kolorowa niewyslana laurka.. mimo pozorow nieodwzajemniony uscisk wciaz trwa..
gdy nie bilet ostatnia klasa smuci a fakt, ze wnetrze pragnie zostac a cialo musi jechac..  

spakowana juz prawie do konca, dzis podokladam jeszcze resztki ubran przetaczajacych sie po domu.
dalej nie mam prezentu dla HD i N. nie mam pojecia co kupic;x
euro 26 zajme sie 29ego jak rodzice wroca.
a poki co sajonara ; *
ide sie opalac <3

<3 <3 <3 <3
<3<3
<3

niedziela, 17 lipca 2011

11 i ch....olera mnie bierze.

Przed kazdym wyjazdem mam taki lekki,ale doglebnie przenikajacy mnie dreszcz,
ktory drazni moje wszystkie mysli i paralizuje cialo.
Mysl, ze moge juz nie wrocic.
A tak naprawde nawet wychodzac z klatki schodowej, przechodzac na pasach,
robiac zakupy, wracajac do domu... mozna nie wrocic..

Staram sie sama siebie przeanalizowac i zastanawiam sie, czego ja sie tak naprawde boje.
Przeciez nie tego, ze sobie nie poradze, bo wiem, ze podolam..
Nie tego, ze mnie nie zaakceptuja, bo odczuwalbysmy dyskomfort rozmowy juz teraz.
Wcale tez nie mysle o jezyku, bo przeciez nie raz dawalam sobie z tym rade.

Mam wrazenie, ze ja tak naprawde boje sie utracic kontakty.
Boje sie, ze osoby, ktore tu zostawiam o mnie zapomna. Nie chce odchodzic w niepamiec.
Nie mam wcale na mysli tesknoty, bo ona pozwala docenic ile tak naprawde ludzie dla nas znacza.


Sciskam mocniutko Natalie, ktora codziennie laduje mnie pozytywna energia i dzieli sie swoimi mega radosnymi wibracjami. Dziekuje jej za to, bo razem damy rade! Kto jak nie my?

K*, O*, A*, P*, N*.
bedzie mi Was brakowac obok. tak strasznie strasznie strasznie.

czwartek, 14 lipca 2011

praktycznie biorac 2 tygodnie.


podobijam Was dubstepem dzi, dzi, dziwki.
<3

jak przystalo na adzika, dwa tygodnie do wyjazdu, a moje przygotowania nie posunely sie nawet o pol kroku, a wrecz powiedzialabym, ze zrobily dwa wstecz.
liste co wziac tworze i skreslam, dopisuje, poprawiam, streich'am, kresle, rysuje, schreib'am..
masakra.

chcialabym, zeby czas mijal raz szybciej raz wolniej.
kawa, dubstepik i towarzystwo jest najlepsza metoda.

adziku, zbierz sie w sobie
dzieciaki czekaja, a Ty niespakowana nawet.

poniedziałek, 11 lipca 2011

pomoszczenicowo czyli 18 dni i jade.

czas mija jak biczem strzelil,
ostatnie 5 dni w Moszczenicy to juz w ogole byly wyrwane z zycia.
dni sie plataly, zmierzch przeplatal sie ze switem,
chodzilismy spac co laska i siedzielismy tam przez nieporozumienie.

czas powrocic do normalnosci i zajac sie powoli wyjazdem i pakowaniem..
nie chce pakowac sie na ostatni moment, bo wiem, ze wtedy bedzie to nierozsadne i nieprzemyslane.
dalej nie zaopatrzylam sie w prezent dla starszego i dla vattihosta.
dla mutti mam bizuterie zrobiona przez moja mamcie: ) wspanialy handmade <3
natomiast dla mlodszego mam ogromna maskotke malego gloda :)

pomiedzy sprawami do zalatwienia widnieje jeszcze euro25 i ekuz, oraz swiadectwo zdrowia i wymiana paru groszy na euro.. sama nie wiem jak ja sie z tym wszystkim ogarne przy moim rozkojarzeniu.
przydaloby sie jeszcze zrobic jakies zakupy itp..

ciesze sie ogromnie, ze Kinga znalazla rodzine w Szwajcarii<3 bedziemy miec blisko do sie!
i dziwi mnie fakt, ze nie obchodzi mnie to, ze wszyscy znajomi ida na studia.
a niech ida! mi bedzie lepiej:)

piątek, 1 lipca 2011

1 lipca -> dni 28.

odebrane wyniki matur.
polski 61 mat 62 ang 90 niem 92 i rozsz 64
ustne pol 100 ang 90 niem 95 i rozsz 90.
te magiczne liczby w skrocie oznaczaja, ze jestem dojrzala.


we wtorek zapowiada sie wyjazd proprzyjacielski do Moszczenicy.
jaram sie tym okropnie,gdyby nie fakt,ze prawdopodobnie nie dostane kasy.
wczoraj ostra wojna z ojcem,czasem mam wrazenie,ze moznaby tego uniknac,gdyby choc probowal.
policzek parzy, oczy pieka, glowa boli. 
za soba mam nieprzespana noc,spedzona na wylewaniu lez w poduszke.
brawo Adziku, brawo!
a przeciez byl taki dobry dzien i tak pozytywny nastroj.
szybko sie zepsul.

28 dni do wyjazdu, a ja nie mam swiadomosci tego.
czas mi ucieka i nie umiem go dogonic. to wszystko jest takie trudne.


ostatnimi czasy chcialam Wam sie pochwalic moja nowa torba, jaka sobie kupilam przed wyjazdem..
kupilam ja razem z butkami, ale buty po wczorajszej ulewie nadaja sie do wykrecania.