piątek, 14 października 2011

14.10 czyli 67 dni do odwiedzin domu.

W sumie od paru dni staram sie zebrac i napisac w koncu cos na blogu, kiepsko mi to idzie, poniewaz moj biorytm dnia ostatnimi czasy na poziomie zarowno emocjonalnym, fizycznym jak i intelektualnym wynosi ok. 0.3, co oznacza, ze dobrym pomyslem na te dni, byloby zaszycie sie pod koldra z zelkami, cappucino i dobrym filmem, albo ksiazka.

Po monotonnym i dosc rutynowym tygodniu (wstawanie,sniadanie N,wyjscie N do szkoly,wstawanie L, karmienie L, wyjscie z L do Kity, sprzatanie,godzina na kompie, mittagessen,zadanie N,zabawa z L, abendessen,prysznic,film,lozko) nadszedl upragniony weekend. NIE ZAPOWIADAJACY SIE ZADNYMI IMPREZAMI,ZADNYMI SPOTKANIAMI,ZADNYMI WYJSCIAMI, ANI NAWET ZADNYM ZWIEDZANIEM. tak, takie ciekawe zycie mam jako au pair^^
czytam u Was jak to wykorzystujecie weekendowa wolnosc na wybryki i imprezy i mysle, gdzie ja popelnilam blad.

W poniedzialek o godz 18 odbedzie sie pierwsze spotkanie mojego kursu jezykowego. Obiecuje wam, ze jezeli nie poznam tam NIKOGO sensownego popadne w depresje i zaczne byc emo i ogladac makabryczne filmy. nie, zartowalam, zwymiotowalabym.


Takze, hejze hop, byle przetrzymac weekend i dac rade w poniedzialek, oby on odmienil moje au pairowskie zycie:)

a teraz krotka fotorelacja aka adzik dobry fotograf:
przepraszam za jakosc, ale zdjecia robilam zelaskiem.

1 komentarz: