poniedziałek, 11 lipca 2011

pomoszczenicowo czyli 18 dni i jade.

czas mija jak biczem strzelil,
ostatnie 5 dni w Moszczenicy to juz w ogole byly wyrwane z zycia.
dni sie plataly, zmierzch przeplatal sie ze switem,
chodzilismy spac co laska i siedzielismy tam przez nieporozumienie.

czas powrocic do normalnosci i zajac sie powoli wyjazdem i pakowaniem..
nie chce pakowac sie na ostatni moment, bo wiem, ze wtedy bedzie to nierozsadne i nieprzemyslane.
dalej nie zaopatrzylam sie w prezent dla starszego i dla vattihosta.
dla mutti mam bizuterie zrobiona przez moja mamcie: ) wspanialy handmade <3
natomiast dla mlodszego mam ogromna maskotke malego gloda :)

pomiedzy sprawami do zalatwienia widnieje jeszcze euro25 i ekuz, oraz swiadectwo zdrowia i wymiana paru groszy na euro.. sama nie wiem jak ja sie z tym wszystkim ogarne przy moim rozkojarzeniu.
przydaloby sie jeszcze zrobic jakies zakupy itp..

ciesze sie ogromnie, ze Kinga znalazla rodzine w Szwajcarii<3 bedziemy miec blisko do sie!
i dziwi mnie fakt, ze nie obchodzi mnie to, ze wszyscy znajomi ida na studia.
a niech ida! mi bedzie lepiej:)

2 komentarze:

  1. Nam będzie lepiej:)
    A mi zostało dwa razy tyle... A moja wqliKa waży o 4 kg za dużo! Aaaaaaa!

    OdpowiedzUsuń
  2. a Ty juz dziewczyno spakowana?! omatkomatko trzeba sie spieszyc

    OdpowiedzUsuń