poniedziałek, 8 sierpnia 2011

bez laptopa, ale nie po to ma się polskich przyjaciół...


Kolejne dni mijaja jakby chcialy,a wieczorem nie mogly. Weekend był dosc przytlaczajacy, bo nie bardzo mialam co z soba zrobic. Olga poszukuje nowej rodziny,a ja poki co nie mam mięsiecznego biletu,poniewaz 13 jedziemy do Francji <omatkoboska12godzinwauciezluca>.  Rodzina dalej bez zarzutu,choc dzis mlody ma bardzo zly.humor i ciezko nam go udobruchac, biorac pod uwagę wszelkie plusy i minusy i tak jestem na ogromnym plusie.
Wczoraj wiec w przypływie goryczy i zlosci wybralam sie na samotny spacer noca po Aldingen. Przechodzac przez cmentarz i sluchajac Slonia mialam dosc czarne wizje. Ale skonczylam siedzac 2 godziny na skejtparku o tej godzinie calkiem opuszczonym.
Wtedy spotkala mnie jedna z najlepszych chwil tutaj-zadzwonil Aleks i zmarnowal na mnie całą karte. Wreszcie mialam sie donu wygadac i moglam usłyszeć polski. Bylo.mi to bardzo potrzebne.
Dziś opycham sie do rzygańska czekolada i kawa.
Sciskam mocniutko wasze rasie i dodaje pare slitfoci.






wrzuciwszy - szwajdzieńsko. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz